"Nie myśl, że wiesz o mnie wszystko, bo nieznana ci prawda jest okrutna."
- Dzień dobry! - przywitałam się Anne.
- Witaj kochanie! Miło cię znowu widzieć - ucałowała mnie w policzek, po czym wskazała szybkim ruchem ręki, żebym weszła do mieszkania.
Pierwsze słowa, które przemknęły mi przez myśl, gdy znalazłam się w przedpokoju? "A więc to tak?". Byłam pod ogromnym wrażeniem. Spokojna, bezbronna staruszka Czterokrotną Mistrzynią Świata w jeździe na nartach? Na ścianie wisiała niewiarygodna kolekcja dyplomów.
- Ciekawie mieszkasz. - uśmiechnęłam się do Anne.
- Nic tu nadzwyczajnego.
- Nic nadzwyczajnego? Żartujesz sobie? Na każdej półce leży kilka nagród, a ty mówisz, że to jest normalne?
- Dawno i nieprawda! Brałam udział w zawodach dobre 20 lat temu, jak nie więcej... Potem mojej córce urodził się syn.
- Harry...
- Tak, Harry. Musiałam zajmować się wnuczkiem, bo Sophia była zbyt zapracowana, żeby poświęcić mu trochę czasu. Dla niego zrezygnowałam z jazdy na nartach. Poświęcałam mu cały swój czas. Jednak po śmierci ojca Harry całkiem się zmienił. Nie okazywał żadnych uczuć, popadł w nieodpowiednie towarzystwo. Straciłam jedynego, ukochanego wnuczka.
- Rozumiem, przykro mi.
- Teraz odwiedza mnie tylko wtedy, kiedy ma problemy z policją, lub brakuje mu pieniędzy na życie.
Słuchałam dokładnie każdego słowa wypowiedzianego przez panią Styles. Zrobiło mi się żal staruszki.
- Harry to nie jest zły chłopak, po części oddaliliśmy się od siebie z mojej winy. Nie myśl, że wiesz o mnie wszystko, bo nieznana ci prawda jest okrutna, Emily.
Zapadła cisza, nie miałam pojęcia, co na to odpowiedzieć. Zrobiło się niezręcznie, na szczęście pani Styles to zauważyła.
- Napijesz się czegoś, skarbie? Może herbaty?
- Tak, bardzo bym prosiła.
- Miętową, malinową?
- Zwykłą, jeśli to nie problem.
- Jasne, że nie! Już robię. Ile wsypać łyżeczek cukru?
- Jedna wystarczy.
Po kilku minutach kobieta wyszła z kuchni z dwoma kubkami gorącego napoju. Postawiła je na stole, przysuwając do mnie jeden z nich. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- O nie... - powiedziała cicho staruszka.
Już wiedziałam kto postanowił pojawić się u Anne. Położyła palec na usta, dając mi znak, żebym się nie odzywała. Najwyraźniej chciała udawać, że dom jest pusty. Niestety, niespodziewany gość miał klucze do mieszkania i bez trudu znalazł się w środku.
- Babciu, do cholery, gdzie ty jesteś ?!
- T-t-tutaj kochanie.
- Nie mów tak do mnie, chyba że chcesz dos... Kim ty jesteś? - zwrócił się do mnie.
Wyglądał na sympatycznego chłopaka z pięknymi, zielonymi oczami i burzą loków na głowie. Jednak co do pierwszego określenia się pomyliłam.
- Nie umiesz mówić?! Czemu jesteś w mieszkaniu mojej babci?!
Przestraszyłam się Harry'ego, nie umiałam wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. Odpowiedz.
- Um... Spotkałam Anne w parku, zakolegowałyśmy się...
- Ile ty masz lat?!
- 16.
- Nie widzisz, że ona jest dużo starsza?
- N-no tak. - pierwszy raz w życiu się zająkałam.
- Nie bój się mnie, nie jestem jakimś potworem.
- Ja..ja już może pójdę, porozmawiajcie sobie.
- Nie, zostań - wtrąciła się Anne.
- Możesz zostać. - potwierdził brunet.
- Oh, dziękuje za pozwolenie! - odparłam ironicznie.
- Zapomniałem, jestem Harry.
- Wiem...
- Co?! O, już rozumiem, czemu myślisz, że jestem taki okropny...
- A nie jesteś? Nie potrafisz niczego powiedzieć spokojnie, cały czas krzyczysz.
- Przepraszam.
Anne zamurowało. Widocznie Harry nie mówił zbyt często tego słowa. No tak, czego innego się spodziewać po takim chłopaku?
~*~
Haha, co ja napisałam...
Przepraszam za ten rozdział :)